niedziela, 27 lutego 2011

weekend u Agu.

piątek, sobota, niedziela - na przypale!
w piątek ogarnęłam wreszcie szafę, wypakowałam walizkę i sprzątnęłam w pokoju. po południu przyszła do mnie Gandzia i pojechałyśmy do Agu na noc. wyciągnęłyśmy z domu Sysię, poszlajałyśmy się po Dyblinie i wróciłyśmy do domu. miałyśmy 20 min. na ogarnięcie do Bravo. balet na spontanie oczywiście. ja jebie, co śliczny DJ grał. śliczny! marzenie moje! nie mogłam wzroku od Niego oderwać cały wieczór. mrrr <3
w drodze powrotnej zatrzymały nas psy. stówa mandatu za ponad komplet. potem też niezłe cyry były ze strażą miejską. na koniec od mleczarni wracaliśmy na chatę w osiem osób. trochę ciasno było, ale ogólnie ok i nie obyło się bez ciekawych akcji. wróciłyśmy na chatę, dziewczyny jadły takie pyszne tosty, haha xd
o godzinie 7 nad ranem Agu już spała, a Andzia jak zwykle zaczęła pierdolić mi głupoty. pierdoliła mi tak dobrą godzinę, aż usnęła. rozkmina dnia:

   A: nic na tym świecie nie jest proste. nawet kurwa gałęzie są krzywe. Agnieszki żyrandol też jest krzywy.
   Ż: ty głupia jesteś? co ci złego żyrandol zrobił?

o tym dzyndzlu i mojej pochlanej twarzy już publicznie nie bd pisać, ale to też ciekawe było. hahah xd
rano okazało się, że znowu zostajemy na noc i ogarniamy coś wieczorem. najpierw przyjechała Syll i pierdoliłyśmy o farmazonach, a potem chłopacy z bro. miałyśmy tym razem jakieś 15 min. w maxie na ogarnięcie się. jak zwykle wylądowałyśmy w Ibizie. po drodze znowu nas psiarnia zatrzymała i trzepali papiery, my wyjebałyśmy do Sujki do chaty i czekałyśmy, aż odjadą. w Ibizie zwała, w chuj znajomych. Myszce odpierdalało dosłownie. nie wspomnę o akcji z pewnym starszym panem xd hahah
zawinęli nas na chatę po 2, a tak zmęczone byłyśmy, że Aguś zasnęła na trzeciego u nas w łóżku, Gandzia w okularach przeciwsłonecznych, a ja z telefonem w ręku.
wszystkie 4 jesteśmy chore po tym weekendzie, aczkolwiek warto było. ;d
ogółem rzecz biorąc, ferie pożegnałyśmy bardzo... aktywnie! byle do piątku. trzymajcie się.



  
Agu <3


  
Syś <3


  
Gandzia <3








dziękuję za ten week. love ya.

piątek, 25 lutego 2011

red label.

hardcore full spontan <3 lubię to!
wreszcie się wyspałam, jakie to cudowne uczucie. wstałam w południe i nie musiałam nigdzie się spieszyć. niestety znowu nie miałam czasu się rozpakować.od 16 do 20 w zakładzie.



jak widać ciekawy dzień miałam. farbowałam Kasi włosy, yeah.
Ona też mi farbowała. mega beka była jak schodziłam z koloru i zmyła mi rozjaśniacz. blond, pomarańcz, rudy, brąz, czarny. ogólnie dość kolorowa byłam, haha.




wyglądałam mniej więcej tak o.
końcowy efekt wyszedł ciekawie, nie powiem, że nie. podoba misie bardzo! dziękuję Ci. jestem happy i nie mogę się napatrzeć. ciekawe co powie Mama, jak mnie zobaczy.
oglądałam Viva Comet 2011 i bardzo zirytował mnie fakt, iż mój faworyt Robert M. został zdominowany przez nastolatkę -.- tyle na ten temat.
znowu jestem zmęczona i chyba położę się wcześniej spać, bo 3 nad ranem to przesada. poza tym strasznie boli mnie głowa i jest mi zimno. obejrzę tylko CSI: Miami i idę spać, bo nie ogarniam już.
trzymajcie się, dobranoc.



I can't live in a fairytale of lies.

wtorek, 22 lutego 2011

time to say goodbye.

krótko, zwięźle i na temat.
mój pobyt u Mamy dobiega końca, za godzinę wyjeżdżam -.-


 za tym Państwem już tęsknię. love ya <3


a na dowidzenia nawet wzeszło słońce  ;)


miasto nie śpi.

taki gratis do poprzedniego wpisu.
wieczorny spacerek z Mamuśką po mieście. uwielbiam ten klimat. ;d


Bershka <3 C&A <3 H&M <3












dziękuję, dobranoc.